Saturday, October 18, 2008

Coś się jednak udaje!!!

pierwsza w nocy, przysiad na rogu kuchennego stołu, przekładaczka w dłoni i zaczyna się przedsenne przeczesywanie programów; pierwszy klik na 6-tke, bo tam Francuzi i ... A JEDNAK TO MA SENS!
Dokument wprawił mnie w doskonały nastrój, coby nie powiedzieć euforię. Znajdą się, oczywiście!, cynicy, którzy powiedzą, że to kropla w morzu, że wyjątek potwierdzający regułę i inne srady dupady, ale ja wiem swoje i wierzę, że jak się chce i to chcenie zamienia się w działanie, to to przynosi efekty.

Morze Aralskie, które przez lata wysychało, znowu wypełnia się wodą. Gazeta Wyborcza pisze o tym, jak Kazachowie próbują zahamować największą katastrofę ekologiczną na świecie.
Morze Aralskie jest podzielone między Kazachstan i Uzbekistan będące niegdyś częściami ZSRR. Ówczesne władze postanowiły uczynić z tych terenów bawełniane eldorado. W tym celu wybudowano sieć kanałów nawadniających, które czerpały wodę z głównych rzek zasilających Morze Aralskie. Przyczyniło się to do bardzo szybkiego wysychania jeziora.
Wysychanie morza miało wpływ na klimat całego regionu. O katastrofie ekologicznej zaczęło się jednak głośno mówić dopiero pod koniec lat 80. Wtedy nie udało się jednak podjąć żadnych działań dla powtrzymania jej.
Kazachowie sami podjęli próbę ratowania swojej części jeziora. W połowie lat 90. za pieniądze z Banku Światowego zbudowali tamę, dzięki której kazachska część jeziora, tzw. Mały Aral, zaczął się na powrót zapełniać. Już w zeszłym roku woda odebrała 40 proc. straconego terenu. Powróciły ryby i rybacy, których sieci znowu pełne są szczupaków, sandaczy i leszczy, a nie tylko słonolubnych fląder.
Gazeta podkreśla, że Kazachowie dalej pracują nad ratowaniem Morza Aralskiego. Kolejnym etapem planu ma być odtworzenie wielkich mokradeł i stawów w delcie rzeki. Wybudowana ma być też druga tama.


Na pustynne obszary, nad którymi średnio dwa razy w tygodniu szaleją trujące "solne wichury", wraca życie; niegdysiejsi rybacy, ci po katastrofie ekologicznej, którzy zrezygnowali z łowienia ryb w uciekającym jeziorze, raz - bo mieli do niego 80 km, dwa - ryb w nim prawie nie było, teraz mają do brzegu 15 km i ryb jest coraz więcej i różnorodnych. Miasto Aral przygotowuje się na przyjście wielkiej wody, cmentarzyska zardzewiałych statków tkwiących na środku pustyni powoli znikają; pocięte na kawałki, przetopione, być może wypłyną jeszcze kiedyś z jakiegoś portu; ludzie zaczęli się znów uśmiechać, odbudowują porzucone przetwórnie ryb... Ot, jaka piękna bajka! Była w tym dokumencie jedna rzecz, która lekko mnie zaniepokoiła, ale... nie powiem... Pożyjemy - zobaczymy;)
(niestety, nie potrafiłam przenieść odpowiednio tej mapki; ona w oryginale pokazywała, jak morze się zmniejszało w kolejnych latach - szkoda)


A ten kuter (kuter?) to już sobie chyba poczeka...
jest szansa, że się doczeka...

8 comments:

Anonymous said...

Cieszy, oj cieszy jak najbardziej. Mnie zaniepokoiło też kilka rzeczy :) Najważniejsza to taka, że te kanały, nawadnianie i wszystko co doprowadziło do katastrofy, było wynikiem "planowania", którego celem był przecież zrobienie dobrze ludziom. Teraz też powołano dwunastu mędrców, którzy będą radzić jak tu świat zmienić, a później mądre gowy będą "planować" i wdrażać w życie. Ja wiem, że ci to nie tamci. Ale mnie sam proces "planowania" przeraża...

Ja o jeziorku więcej poczytam, się jeszcze na pewno wypowiem :)

Fitka said...

planowanie samo w sobie nie jest złe, Timoboll, powiedziałabym nawet - niezbędne, źle jak planujemy innym jedynie słuszne życie lub coś tam, ale jak wyjść z tej pętli? zaszyć się w Bieszczadach? i co to zmieni? po nas choćby potop? kurcze, jak świat światem kolejne pokolenia i jednostki każda z osobna... wreszcie kiedyś, w chwili zwątpienia lub rozpaczy, mówią "a niech to wszystko piekło pochłonie" lub coś w tym stylu, w zależności od epoki... efekt motyla, Timoboll, efekt motyla!

Anonymous said...

Oj niezupełnie fitko. W poście wyżej pisałem o "planowaniu" - czyli właśnie o tym co określasz jedynie słusznym życiem. Podejrzewam, że "planiści" osuszający wyżej wspomniane jezioro, za swój cel absolutnie nie stawiali sobie doprowadzenie tego regionu do katastrofy. Wprost przeciwnie - mieli jak najlepsze intencje.

Jak wyjść z tej pętli? Nie dodawać kolejnej nitki do sznura - po prostu. Świata nie zmienimy. Ba! Nie zmienimy nawet sąsiada z ławki. Ale ja się mogę nie godzić na pewne rzeczy - nie tylko w świadomości, również w działaniu. Wbrew tym wszystkim nędznym kutasinom.

Fiasko said...

oj, ja czytalem dobry artykul o morzu aralskim - wysle jak znajde. z tego co pamietam to wszystko nie jest takie proste - jest zagrozenie sciekami z pobliskich skazonych zbiornikow retencyjnych (bo na razie nie ma sie jak ich pozbyc), jest wysiedlanie ludzi itp itd. ale oczywiscie - nic za darmo :)

Fitka said...

Źle mnie zrozumiałeś, Timo, albo składnię;) mam kiepską; przecież napisałam, że źle, jak planujemy innym jedynie słuszne życie... a mówiąc, że planowanie jest niezbędne, mam na myśli... no właśnie to niezbędne! Najlepszym przykładem mojego rozumienia planowania jest zakładanie ogrodu; najpierw musisz wziąć pod uwagę wszystko to, co jest ci dane - powierzchnia, nasłonecznienie, rodzaj gleby, nawodnienie lub możliwości podlewania itp.; dopiero potem Twoje oczekiwania, czyli czym ma ten ogród być dla Ciebie; cywilizowany człowiek, albo może bardziej - ten kulturalny, niewsobny, humanista - weźmie też pod uwagę sąsiadów (tu rzecz się trochę komplikuje, bo wielu sam fakt, że będziesz miał piękny ogród może przeszkadzać, ale pomińmy...), coby liście z Twojego drzewa nie spadały im na działkę, cobyś im nie zabrał całej wody z pobliskiego bajora itp.
A potem planujesz rozmieszczenie roślin; gdzie drzewa, a gdzie krzewy, kwiaty, żeby jedne nie przesłaniały drugich... no, rozumiesz. Planowanie bardziej globalne jest bardziej skomplikowane, ale przecież zasady powinny być takie same.
Fakt, są takie sfery życia, gdzie planowanie nie zawsze wychodzi nam na dobre, a brak planowania często, choć nie zawsze!, z dłuższej perspektywy wychodzi;) vide - dzieci! Wyobraź sobie, że to jedynie mężczyźni decydują o przyjściu na świat dzieci! Zawsze byłoby zbyt wcześnie, zawsze zbyt niewygodnie i w ogóle... po co? Mówię oczywiście o sytuacjach "idealnych"(?), stosunkach partnerskich, porozumieniu... i innych tego typu wymysłach psychologów. Pewnie, że można mnie bardzo łatwo zagiąć w tej kwestii; po pierwsze - czy kobiety planują, czy może działa tu jedynie zegar biologiczny?; po drugie - dziecko jako oręż; po trzecie - bezdenna babska głupota, patologia i wiele innych... właściwie mogę się odnieść jedynie do pytania o zegar; cała reszta jest na inną dyskusję. Ten zegar/czas to jeden z podstawowych elementów mądrego planowania; zaczyna bić, na co nie mamy żadnego wpływu (może na szczęście), no i od nas zależy, czy wstrzelimy się w najwłaściwszy moment. W zasadzie nikt nam nie każe, prawda? Wiemy, że ten optymalny czas nie będzie trwał wiecznie, w zasadzie bardzo krótko, no więc?... zajść czy nie zajść? zapłodnić czy nie zapłodnić? Myśleć czy nie myśleć? Planować czy nie planować?
A wracając do jeziora, ci wspomniani przez Ciebie "planiści" w ogóle nie brali pod uwagę niczego i wcale nie mieli jak najlepszych intencji; jedynym ich celem była realizacja "jedynie słusznej" idei, pomysłu jakiegoś dupka, bez względu na koszty i skutki.
Timo - możemy zmienić sąsiada z ławki, może nie każdego, ale któregoś się da... są tacy, którzy na to czekają, a ponieważ nie mogą się doczekać, dochodzą do wniosku, że nikogo nie obchodzą, są niczym... no i... jedni umierają na tej ławce, a inni wyrywają z niej deskę i walą nią w łeb pierwszego napotkanego przechodnia...
A do Fiasko: ja też czytałam o tych skażeniach, zbiornikach; one wszystkie są pokłosiem tamtej, jedynie słusznej decyzji Wodza. No, nie jest łatwo, nie jest.

Anonymous said...

No no - to mamy na myśli to samo, ale różnymi słowami. Ja to napisałem a propo's Twojego niepokoju - mój niepokój to właśnie planowanie dla "jedyni słusznej idei". Niestety, ale jeśli weźmie się za nie banda urzędników - będą to robić tak, by to oni wyszli na tym najlepiej. Idea się od tamtych czasów zmieniła całkowicie - ale wciąż pozostała "jedynie słuszna".

Anonymous said...

A ja jednak postanowiłem udział w konkursie wziąć :) W sensie na głupotę, a może raczej perfidię GW:

http://wyborcza.pl/1,76842,5831998,Prezydent_zaslonil_prezesa.html

tadam!

Zwróćcie uwagę na fragmencik dotyczący innego "źródła prawdy objawionej"- czyli "Rzeczpospolitej". I na wyliczenia pana redaktora. A potem poszukajcie w necie takich samych wyliczeń, w tym samym okresie czasu w odniesieniu do "wybiórczej".

Chociaż chyba przesadziłem... Przecież Gazeta nauczyła nas już dawno temu swojego podstawowego argumentu - "tych rzeczy nie da się porównać".

Wygram?

Anonymous said...

Zec d amo k franksxxxlinks, hot xxx movies. Cfi l, eft fdvxan|zmp vejhztb j bz yr.